Jak w 5 miesięcy stracić 48kg? To nie jest tutorial, a raczej jego zaprzeczenie
Zanim zacznę pisać o swojej, jak można przypuszczać kluczowej w moim życiu, przemianie – kilka słów do czytających – Was.
Ten wpis nie jest poradnikiem, wskazówką, planem treningowym, rozpisaną dietą. Ten wpis pokazuje raczej jak nie robić,
bądź po prostu na co zwrócić uwagę w etapie zdrowego redukowania swojej wagi łącząc to z jakże cudownym elementem życia – rowerem.
Skoro mamy jasność co do przekazu, możemy pochylić się nad moją historią. Prędzej czy później padną tutaj słowa, że jest to jeden z najważniejszych momentów mojego życia i prawdopodobnie każdy doświadczający takiej zmiany czułby się podobnie.
Choć od czasu diametralnej przemiany swojego wizerunku minęło już trochę, wciąż wzbudza ona emocje i jest swego rodzaju hołdem dla człowieczej zawziętości, chęci zmiany i dążenia do swojego określonego celu pomimo głosów na NIE.
Jeśli więc w swoim życiu doświadczasz na wielu płaszczyznach blokad będących wynikiem strachu, nikłej motywacji bądź braku twardego tyłka do działania – a to zdarza się większości nam, to dobrze trafiłeś. Zapraszam Cię do poznania historii chłopaka, który po prostu bardzo chciał zmiany i pomógł mu w tym rower. A dziś, po 4 latach, zazdroszczę mu zacięcia.
Skąd te gabaryty?
Wiesz już, że byłem ogromny. W szczytowym momencie moja waga przekroczyła 110kg. Od zawsze padały pytania, dlaczego
po prostu nie przestanę jeść, bądź nie przejdę na super dietę, która jak różdżka miałaby rozwiązać temat.
Dla zobrazowania: niektórzy ludzie całe życie są na dietach, planach żywieniowych, które same w sobie są jak najbardziej słuszne, tylko nie działają. Wszystko ma swój początek w głowie, w zależności od kondycji naszej psychiki kształtujemy świat wokół nas.
W dużym skrócie, byłem spasiony więc wedle powyższego – w mojej głowie działo się grubo.
Rok 2015 – czas, w którym moje życie toczyło się w obrębie jednego łóżka i toalety. W czasie gdy moi rówieśnicy chodzili do gimnazjum, ja siedziałem w domu odizolowany praktycznie od wszystkiego – oprócz laptopa i magicznej gry, która uzależniła mnie z fatalnym skutkiem. Rok szkolny mijał, a moja frekwencja na zajęciach oscylowała w granicach 25/30%. Cudem udało się przejść ten semestr, tylko i wyłącznie za sprawą sympatycznej wychowawczyni. Dzięki. Nad magiczną grą spędziłem intensywne 10 miesięcy owocujących w 3000 godzin spędzonych online. Na szybko licząc to mniej więcej 10 godzin dziennie.
Rower w moim życiu był obecny odkąd tylko pamiętam, jednak w 2015 przestał cały rok w szopie u dziadka, a ja zastanawiałem się po co go jeszcze mam.
Kochani czytający to rodzice – szukając miejsca do życia unikajcie pizzeri w najbliższej okolicy, może być to zbawienne dla potomnych 🙂
Ja pizzerie miałem wyjątkowo blisko – 30m od domu, a mimo to zamawiałem pizzę z donosem przynajmniej 3 razy w tygodniu.
Brzmi jak abstrakcja. Po kilkudziesięciu pizzach, kanapkach z Galicyjskiej i zapiekanek z mikrofali – przybyło mi ponad 30kg.
Początkiem roku 2016 coś mnie ruszyło, by zaprzestać dalszej degradacji swojego organizmu oraz ogólnie – życia.
Zrozumiałem, że magiczna gra która pochłonęła tyle mojego czasu w rzeczywistości nie wnosi nic szczególnego w moje życie. Z uwagi na zero jedynkowe podejście, które wówczas było moją domeną, padła decyzja o radykalnym odcięciu się
od świata internetowego.
Z perspektywy czasu widzę, iż bardziej był mi potrzebny wstrząs, niż powolne wygaszanie problemu. Podobnie jest pokonując podjazd, nie jedziesz do połowy górki i nie zawracasz, tylko od razu myślisz o wjechaniu na sam szczyt.
Mentalnych zmian było sporo, również za sprawą rozwodu mamy, po którym tym bardziej poczułem, że w końcu pojawiło się miejsce na myślenie o sobie. Trochę jak ściągnięcie ogromnego ciężkiego plecaka i przejście tej samej trasy bez niego.
Pierwszym moim poważniejszym rowerem był Cube LTD CLS, przez byłego właściciela miał założone oponki 28C, więc był dość dynamiczny pomimo trekkingowego charakteru.
Jedynym ogniwem niepasującym do tego roweru byłem ja, ważący 110kg. Później, za odkładane kieszonkowe pojawił się Giant ATX, jeżdżony nagminnie w stylu 'no hands’.
Całej przemiany nie byłoby gdyby nie rower, którego używałem totalnie niezgodnie z jego przeznaczeniem: Giant Trance 2.
Rower na pełnym zawieszeniu, o trialowym polocie.
Dzisiaj śmieję się z 'kolarzy’, którzy mają maszyny z dużymi możliwościami terenowymi, a używają ich do bulwarowej jazdy.
Sam niestety wywodzę się z tego nurtu. Trance był rowerem, który większość swojego życia spędził na asfalcie.
Wtem, cały na biało, pojawia się on...
Ważną postacią na tej drodze, pomimo szczerej niechęci co do jej przedstawienia, jest ówczesny prezes sekcji kolarskiej Resovii.
Zanim jednak przejdę do prezesa, należy wspomnieć o luce w sekcjach kolarskich w latach 16/17. Bardzo chciałem dołączyć do zespołu, w którym ludzie motywują się nawzajem, a przede wszystkim – nauczyć się jakiejkolwiek techniki.
W tym celu odezwałem się w pierwszej kolejności do Stali Rzeszów, która dość mocno stała wtedy z kadrą trenującą.
Zostałem odesłany, ponieważ nie mieli w tamtym momencie odpowiedniej grupy wiekowej. Ponownie skontaktować się miałem z początkiem kolejnego sezonu (luty/marzec), wciąż nic. Chcąc jednak zrzeszyć się z jakąś grupą, trafiłem na sekcję Resovii.
Adres znaleziony przez internet, dzwonię do prezesa i zapowiadam swoją wizytę. On ciężkim głosem pozwala przyjechać.
Pukam, wchodzę. Siedzę na fotelu, a prezes wypytuje mnie kim w ogóle jestem i czego chcę. Mówię, że chcę jeździć na rowerze lepiej, mam Gianta Trance i jeżdżę tyle i tyle w miesiącu. Mija 10 minut, a prezes wreszcie mówi to, co prawdopodobnie chciał powiedzieć zaraz po moim wejściu:
Wiesz co, każdy kolarz ma predyspozycje, odpowiednią budowę ciała i wagę. U Ciebie wygląda to tak, że jeździć na rowerze możesz, ale raczej nigdy kolarzem nie zostaniesz, takie są realia.
Jego wyrok zapadł.
Po tych słowach minęła minuta. Pokazałem po prostu, że usłyszałem co powiedział, i wyszedłem.
Brzuch nie jest AERO...
Słowa prezesa były tylko jedną ze składowych mocnej chęci zmiany. Należę do ludzi nielubiących słyszeć, że do czegoś się nie nadają, że coś jest dla nich nieosiągalne.
Nieudana próba dołączenia do sekcji skutkowała mocnym przeświadczeniem, iż faktycznie mają racje – jestem okropnie otyły
i może w tamtym momencie mogłem jeździć tylko spacerowym tempem, ale zrodził się we mnie cel – chcę jeździć szybciej,
na szosie. Oprócz tego sam z siebie marzyłem o poznaniu jak być chudym, ponieważ od małego byłem tucznikiem.
Waga początkowa
Końcówka października 2016 – 113 kg
Częstotliwość jazdy rowerem
Weekendowe przejażdżki rowerem po asfalcie, maksymalny dystans 20km okupiony sporym wysiłkiem
i częstym praniem ubrań 🙂
Prędkość na rowerze górskim: 12-18km/h
Prędkość na rowerze crossowym z cienką oponą:
20-23km/h
Z czasem dystanse wydłużyły się do 40km, a następnie okolice 60. Po zauważeniu wpływu jazdy na uciekanie wagi, intensywność wzrosła do praktycznie codziennych wyjść na rower.
Styl żywienia
- Brak zwracania uwagi na jakość i wartościowość produktów
- Posiłki na zasadzie 'mam ochotę’ w losowych porach dnia
- Dużo cukrów, tłuste smażone potrawy, ogromna ilość mąki pszennej w diecie: białe pieczywo
- Kupowanie tzw. zapchaj dziur i umilaczy czasu,
takich jak: napoje Lipton, batony typu Snickers, paluszki - Brak świadomości odnośnie kaloryczności jedzenia oraz wpływu pory posiłków na organizm
- Częste obiady u rodziny, czyli wyznawców tradycyjnej polskiej kuchni
- Korzystanie z produktów będących pod ręką i zakupów robionych przez rodzicielkę
Ogólne samopoczucie
Wesoły, ale ociężały. Liczne kompleksy i przeświadczenia odnośnie aktywności życiowych, cięższych do realizowania przy takiej wadze. Udo ocierające się o drugie udo (grubaski zrozumieją), ukrywanie się pod bluzą. Zdecydowanie szybsza reakcja organizmu na wyższą temperaturę w postaci pocenia się, ograniczona elastyczność ruchowa, dłuższy wysiłek był dla mnie dość męczący. Spora siła, ale mała wytrzymałość.
Frustracja spowodowana rozmiarem ubrań z większą ilością X niż strony porno 🙂
Waga po
Koniec kwietnia 2017 – 65 kg; na zdjęciu (2018) – 75 kg
Częstotliwość jazdy rowerem
Wraz z rosnącymi dystansami, ciągle rósł apetyt na więcej. Barierą nie było już 60km, a zmiana roweru na szosę umożliwiła zdecydowanie szybszą jazdę i większe odległości. Rezultatem było 12 tys. km w sezonie 2017/2018, których jak dotychczas nie udało mi się przebić.
90% czasu spędzałem na szosie, z uwagi na sporą redukcję wagi, znajomy zdecydował się sprzedać mi sportową szosę (Giant TCR, wcześniej odmawiał: grube osoby na szosie nie jeżdżą).
Sezon zimowy przyniósł trenażer rolkowy TACX’a, który umożliwił ograniczenie kaca po pierwszej jeździe początkiem sucych wiosennych dni.
Konsekwencją wkroczenia w dorosłe życie, było ograniczenie treningów do 2 tygodniowo, jednak wciąż starałem się trzymać dość dużą intensywność.
Średnie prędkości jeżdżąc na szosie oscylowały w przedziale 28-31km/h, co było naturalną konsekwencją regularnej jazdy.
Styl żywienia
- Zwracanie uwagi na kaloryczność jedzenia, układanie posiłków pod dzienny limit kalorii
– początkowo 2000kcal
– później deficyt 1500kcal
– obecnie stabilne 2200/2400kcal - Posiłki dostosowane do cyklu dnia, OBOWIĄZKOWO ostatni około godziny 18, nie później!
- Eksperymentowanie dietą:
– wykluczenie tłuszczy z diety, całkowicie na okres 2 miesięcy (o wpływie tego procederu w „Ogólne samopoczucie”)
– wykluczenie całkowicie cukru
– ciemne pieczywo - Ograniczenie kompulsywnego jedzenia, jabłko pomiędzy posiłkami
- Posiłki przygotowywane przeze mnie, kategoryczne unikanie stołowania się w cudzym domu, brak smażonego w diecie, ziemniaków, skąpa ilość nabiału w postaci śmietany, mleka, serów
- Ograniczanie sobie możliwości 'skoku w bok’ – im mniej niepotrzebnych produktów tym więcej okazji do jedzenia
- Monotonny jadłospis, organizowanie sobie produktów na własną rękę, dalsze eksperymentowanie z żywieniem połączone z obserwacją organizmu
Ogólne samopoczucie
Przy diecie 1500kcal:
Organizm po dwóch miesiącach bez cukru i tłuszczu czuł się źle. Szybkie wychłodzenie dłoni i stóp, natychmiastowa reakcja gospodarki cieplnej na delikatne wahania temperatury otoczenia.
Duża senność, początkowo uczucie dużej lekkości połączone z dobrym zasobem siły w trakcie jazdy. W drugim miesiącu osłabienie, spadek wydolności.
Przy 2200kcal:
Waga oscylowała wokół 75kg z tendencją do wahania +/- 1kg.
Końcowe miesiące przemiany były okresem ustabilizowania się zmian w ciele, zostały chłodne dłonie. Wzrosła wytrzymałość, mięśnie zaczęły przybierać na objętości co również wpłynęło na odbudowę jazdy siłowej.
Spory magazyn energii przez cały dzień, jazda na rowerze połączona z treningami Ewy Chodakowskiej wpłynęły na poprawienie wydolności. Dobra regeneracja dzięki stałym porom posiłków.
Największe trudności w całym procesie, poza własnymi blokadami w głowie, to bez wątpienia reakcja otoczenia na zachodzącą zmianę. Ogromne pokłady energii zużyłem na przekonywanie najbliższych co do słuszności swoich działań, do świadomości swoich poczynań w kwestiach żywieniowych. Większość moich poglądów spotykało się z bombardowaniem.